Dzisiaj opowiem wam o kilku takich osobach, które miałam przyjemność poznać, ale, z którymi teraz mam kontakt słaby lub żaden.
1.
Na wakacjach z babcią jakieś 5-4 lata temu, poznałam dwie dziewczyny. Mieszkałyśmy z babcią w domkach w górskim pensjonacie. Zazwyczaj wychodząc z domku spotykałam tylko starszych ludzi, ale dwa razy udało mi się spotkać kogoś (prawie) w moim wieku. Jedną z nich była Weronika - dziewczynka bardzo chuda, z krótkimi kręconymi włosami, typowa chłopczyca. Ani razu nie widziałam jej w sukience/spódniczce czy czymkolwiek dziewczęcym. Gdy opowiadałam jej o biżuterii, lalkach czy kosmetykach ,ona wolała bawić się w wyścigi czy berka. Była wyjątkowo szybka i zwinna.
Któregoś dnia powiedziała mi dlaczego jest taka chuda. Okazało się, że urodziła się za wcześnie i nie miała wykształconych dobrze wszystkich narządów wewnętrznych w tym najbardziej - serca. Co jakiś czas jej babcia wołała ją do domku i ''karmiła'' porcją leków.
Weronika poprosiła mnie, żebym ją podniosła - była dosłownie lekka jak piórko. Na mój zdziwiony wzrok odpowiedziała, że waży zaledwie 15 kg. Wydawało mi się to niemożliwe, ale jej babcia wszystko potwierdziła.
Po kilku dniach w naszym pensjonacie pojawiła się kilka lat od nas młodsza dziewczynka z mamą. Miała bardzo długie, czarne włosy i ciemną karnację. Gdy zapytałam się jej czy poszłaby z nami na plac zabaw, odpowiedziała mi w języku angielskim. Jej mama stojąca niedaleko podeszła do mnie i zapytała się czy umiem mówić po angielsku, bo inaczej się z jej córką nie dogadam. Na szczęście w tym czasie chodziłam już do Wawrzonka ( szkoły języków obcych) i byłam wstanie przeprowadzić z nią cywilizowaną rozmowę.
Podszlifowałam język i dodatkowo dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy. Nie pamiętam tylko imienia tej dziewczynki, więc dzisiaj nazwę ją Julią. Julia powiedziała, że jej tata pochodzi z Meksyku i prowadzi restaurację. Któregoś dnia mama Julii ( Polka) przyszła do tej restauracji (będąc na wakacjach) i tak się poznali. Julia będąc w wieku 8 lat umiała mówić po angielsku, hiszpańsku i francusku. Bardzo jej tego zazdrościłam i prosiłam, żeby mnie czegoś nauczyła.
Obecnie nie mam z dziewczynami żadnego kontaktu. Kiedyś Weronika dzwoniła do mnie i dużo rozmawiałyśmy przez telefon, ale potem kontakt się urwał. Natomiast z Julią po wyjeździe wymieniłyśmy się karteczkami z nr telefonów i adresami. Do dzisiaj nie dostałam od niej obiecanego listu.
2. Zaczynając mojego drugiego bloga podjęłam decyzję o dodawaniu sesji zdjęciowych, w których będę występować. Niestety nie znałam nikogo, kto umiałby taką sesję zrobić i dodatkowo jakoś fajnie obrobić mi zdjęcia. Na swojej drodze spotkałam Roksanę, która wtedy też pisała bloga. Zaczęłyśmy pisać i w końcu umówiłyśmy się na sesje. Była to moja pierwsza ''poważna'' sesja, więc kompletnie nie wiedziałam jak mam się zachowywać. Czułam się przed obiektywem totalnie niepewnie i dziwnie. Na szczęście Roksana była bardzo wyrozumiała, więc dawała mi dużo rad na temat tego jak pozować. Podczas zdjęć dużo rozmawiałyśmy o szkole, o chłopakach. Mimo, że nigdy wcześniej nie miałyśmy okazji się poznać to rozmawiałyśmy jakbyśmy się znały kilka dobrych lat. Dzięki Roksanie nabrałam większej pewności siebie i oczywiście miałam śliczne zdjęcia :)
Niestety ze względu na dużą liczbę obowiązków, inne znajomości, brak czasu (?) przestałyśmy utrzymywać kontakt. Obecnie czasami piszemy, pamiętamy o swoich urodzinach i planujemy spotkać się w jak najbliższym czasie. Może na sesję? :)
3. W wieku 6 lat jak każdego takie dzieciątko uwielbiałam chodzić na plac zabaw. Moja mama siadała na ławce z gazetką, a ja biegałam jak szalona po całym placu szukając towarzysza do zabawy. W sierpniu dosłownie tydzień przed pierwszym dniem w szkole spotkałam na placu małą dziewczynkę z pluszowym yorkiem. Chodziła sama i widać było, że jest bardzo nieśmiała. Podeszłam do niej i zaproponowałam wspólną zabawę. Po godzinie przypomniałam sobie o mamie i szybko podbiegłam do niej, aby sprzedać jej newsa o nowej koleżance. Mama popatrzyła na nią i stwierdziła, że jest to córka jej koleżanki, a dodatkowo idę z nią do szkoły. Zaskoczona zapytałam się o to samo mojej nowej towarzysce, która wszystko potwierdziła. I tak właśnie poznałam moją najlepszą przyjaciółkę, z którą byłam nierozłączna przez 6 lat.
Wchodząc do nowej szkoły, przerażone trzymałyśmy się za rączki. Zawsze siedziałyśmy razem w ławce i spędzałyśmy razem przerwy. Spotykałyśmy się po szkole, czasami z naszymi mamami, na placu zabaw czy w Mcdonaldzie. Wspólnie dorastałyśmy przeobrażając się z malutkich dziewczynek w młode kobiety. Wspólnie radziłyśmy sobie z naszymi problemami i wspierałyśmy się. Wiedziałam, że mogę jej powiedzieć wszystko i vice versa. Spędzałyśmy ze sobą dosłownie każdą minutę. W szkole byłyśmy dość popularne i lubiane, ale nigdy nie zawarzyło to na naszej przyjaźni. Zawsze było RAZEM. Doszło oczywiście i do tego, że każda z nas znalazła swoją ''prawdziwą miłość'' , ale i to nie przeszkodziło nam w kontaktach. Jak najbardziej cieszyłyśmy się z tych wiadomości i wspierałyśmy.
Przez jeden rok nasza przyjaźń została wystawiona na próbę przez jedną wyjątkową osobę:)
Ten rok był wyjątkowo trudny, pełen łez, ale też radości. Dzięki niemu wiele się nauczyłam i stałam się kimś zupełnie innym.Mimo to nasza przyjaźń, wciąż trwała.
I nagle stało się. Gimnazjum, nowe znajomości, nowe przyjaźnie. Zaczęłyśmy się od siebie odsuwać, nie rozmawiałyśmy, nie spotykałyśmy się. Tak naprawdę nie mogę jednoznacznie stwierdzić kto zawinił. Wina leży właściwie po obu stronach. Obecnie mamy całkiem ''przywoity'' kontakt. Czasami rozmawiamy, rzadziej piszemy. Ale to zdecydowanie nie jest to co było kiedyś.
Trochę to przykre, że 6 lat tzw. zawsze RAZEM prysnęło jak mydlana bańka.
To be continued.....
RudaOptymistka
ps tytuł to cytat z mojej ulubionej piosenki, wiem, że powinno tam być ''doesn't'' ale tak jak napisałam jest to TYLKO cytat :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz